Jerzy Szygiel Jerzy Szygiel
1716
BLOG

Koniec Mubaraka: polityczna porażka Izraela

Jerzy Szygiel Jerzy Szygiel Polityka Obserwuj notkę 48

 

Pierwsza reakcja Ameryki po upadku jej człowieka w Egipcie była podzielona na dwa głosy: prezydent Obama wygłosił okolicznościowe i ogólnikowe przemówienie, a zaraz potem rzecznik Białego Domu wyraził pierwszy konkret: „Mamy nadzieję, że nowe władze Egiptu będą respektować porozumienie pokojowe z Izraelem”. To dodatkowy nacisk, bo zapewniał już o tym specjalny wysłannik Obamy Frank G. Wisner, który z jednej strony próbował utrzymać dyktatora u władzy, a drugiej negocjował z marszałkiem Tantawim, od dziś numerem 1 w Egipcie, trwałość tego porozumienia. Pozostanie ono w mocy, ale Izrael i tak poniósł porażkę.

 

Po pierwsze, wszystko wskazuje, że izraelski kandydat do objęcia władzy w Egipcie, gen. Sulejman, nie odegra przewidzianej roli - to jest najbardziej bolesny cios. Marszałek Tantawi był kiedyś nazywany przez Egipcjan „pudelkiem Mubaraka”, ale najwyraźniej pragnął emancypacji. Nie tylko zwykli ludzie nienawidzili wszechmocnego szefa tajnej policji gen. Sulejmana i jego tortur. Wojsko dość szybko zagrało mu na nosie otwierając (tydzień temu) kilka więzień – na początek wypuszczono Palestyńczyków. Dziś na ulicach Gazy i na Zachodnim Brzegu trwa radość niemal taka sama jak na ulicach egipskich miast.

 

Kiedy Wisner zabezpieczał najważniejsze, ambasador USA w Kairze Margaret Scobey uzyskała zapewnienie Braci Muzułmanów i innych sił politycznych, że nikt nie będzie grał Kanałem Sueskim. Gdyby było inaczej, z pewnością nie poszłoby tak łatwo. Mimo to, Izrael wie, że – choć nic na razie mu nie grozi - nastąpiła bardzo poważna zmiana geopolityczna i prowadzenie dotychczasowej polityki szerokiej dominacji regionalnej może być utrudnione. To, co jeszcze miesiąc temu było nie do pomyślenia, stało się przeszkodą, z którą trzeba się liczyć – to druga porażka.

 

Warto zwrócić uwagę, że manifestacje w Egipcie nie były skoncentrowane na polityce zagranicznej, na Placu Tahrir nikt nie palił izraelskiej ani amerykańskiej flagi. Rewolucyjny postulat, który łączył miliony ludzi był czysto wewnętrzny: zrzucić sobie z pleców tyrana, zyskać trochę wolności i godności, otworzyć nowe perspektywy. Sprawy zagraniczne, które tak dręczą Amerykanów i Izrael, nie zmienią się rewolucyjnie, ale przejdą nieubłaganą ewolucję.

 

Nic już nie będzie tak jak przedtem, bo nie można wykluczyć, że w dalszej perspektywie Izrael  będzie musiał zmienić również swoją politykę „wewnętrzną” – tj. na terytoriach okupowanych. To byłaby trzecia porażka. Może dziś ultra-nacjonalistyczne władze tego kraju uważają taką perspektywę za niedopuszczalną, ale… żadne władze i żadna polityka nie są wieczne, jak przekonaliśmy się dzisiejszego wieczora.           

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka